ŻYCIE W PIGUŁCE I

Życie w pigułce część pierwsza rozdział ósmy

 
Zaczęłam pracę jako samodzielna księgowa w Kółkach Rolniczych. Miałam pod sobą trzy. Ponieważ była to praca daleko od mojego domu, dlatego wyprowadziłam się i zamieszkałam na stancji. Moja gospodyni miała 25 lat, dwoje dzieci, męża pijaka i rodziców. Mąż nie mieszkał w domu, czasami przyjeżdżał, ale na krótko. Spartańskie warunki, jakoś znosiłam, nie było najgorzej. Miałam przecież niespełna dwadzieścia lat i daleko do domu. Nie było żadnej nade mną kontroli, więc dostawałam małpiego rozumu. Wokoło mnie kręciło się sporo chłopaków, których nie brałam na serio. Koleżanki też poznałam różne. Największą koleżanką a później przyjaciółką okazała się właśnie ta gospodyni - Walentyna. Poznała mnie ze swoim kuzynem, blondynem o niebieskich oczach. Codziennie po mojej pracy przychodził po mnie i chodziliśmy na długie spacery. Jego ojciec nie żył, a matka była w zakładzie psychiatrycznym. Miał sporo ziemi i piękny dom. Ale mieszkał u ciotki, ponieważ dom trzeba było wyremontować. Wybuchło między nami niesamowite uczucie. Kiedyś pojechałam do domu, i opowiedziałam mamie o nim. Wydawało mi się, że mama to przyjęła ze spokojem i aprobatą. Już minął rok jak nasze uczucie rosło. Planowaliśmy przyszłość. Pewnego razu przyjechała do mnie mama, żeby poznać moją gospodynię i oczywiście chłopaka. Wypytała o wszystko co tylko jej na myśl przyszło i pojechała. Po tygodniu przyjechała moja siostra i zaczęła robić wykłady co mnie czeka z takim chłopakiem w przyszłości. Chciała porozmawiać z nim, więc ich zostawiłam samych. Po niespełna pół godzinie, siostra przyszła do mnie i powiedziała, że już musi wracać więc idzie na autobus. Chłopak przyszedł do mnie i powiedział, że nie możemy być razem, i poszedł. Nie poszłam za nim, stałam jak wryta i tylko płakałam. Chyba to trwało jakieś tydzień czasu. Po latach spotkaliśmy się. Już miałam córkę i męża, ale dowiedziałam się, że siostra zagroziła, że jeśli nie zostawi mnie, to ona przyjedzie ze swoimi kumplami i wybiją mu z głowy żeniaczkę ze mną. Chyba zbyt słaba to była miłość skoro się wystraszył. Potem już tylko się bawiłam, dużo chodziliśmy na zabawy, chodziło się całą gromadą, nie tak jak teraz. Kiedyś młodzież inaczej się bawiła. Kiedy miałam imieniny, młodzież przyszła do mnie z kwiatami. Ustawiliśmy ławy na dworze i do rana bawiliśmy się na wesoło. Rano nie było ani jednego kwiatka na rabatach, wszystkie były u mnie. Czas szybko mijał. Ojciec nie dawał rady, musiałam wracać do domu.