ŻYCIE W PIGUŁCE I

ŻYCIE W PIGUŁCE CZĘŚĆ PIERWSZA ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 
 
 
Za tydzień pojechałam sama po te obrączki, ponieważ mój narzeczony musiał jechać w trasę. Wystałam się bardzo długo w kolejce, i wzięłam obrączki jakie były. Wtedy się nie wybrzydzało. Wieczorem pojechałam do jego rodziców i zostawiłam tam obrączki. Jego rodzice, jego siostra byli zadowoleni z tego naszego przygotowania do wesela i ślubu. Zwłaszcza jego siostra lubiła doradzać. Od tego czasu miałam ich wszystkich na głowie. Nie było dnia, żeby ktoś od nich nie zajrzał do mnie do pracy. Pomysłów i wskazówek nie było końca.
 
Zaczęły się problemy z suknią. Nie dostaliśmy nigdzie. Mojej mamy przyjaciółka zaproponowała, że uszyje mi suknię jej córka. Teraz trzeba było dostać materiał. Jakimiś krętymi drogami dostałam z Niemiec piękną koronkę i spód z atłasu. Sukienka wyszła śliczna. Nie mam pojęcia skąd mama z przyjaciółką dostały buty białe, rękawiczki, welon, i bieliznę. Byłam gotowa do ślubu. Zbliżał się koniec jesieni. Listopad jak zawsze był deszczowy.
 
Mój narzeczony też wszystko miał zapięte na ostatni guzik. Wtedy zaczęły się u mnie jakieś wątpliwości. Podsycała cały czas mój niepokój mama. Moja babcia złościła się na mamę, że przecież powinnam już wychodzić za mąż, bo mam dwadzieścia jeden lat. Ojciec obojętnie na to wszystko patrzył. Nie zabierał głosu, jak twierdził, kobiety zawsze paplają.
 
Zbliżała się data ślubu cywilnego. Dziewiętnastego grudnia pojechaliśmy do Urzędu Stanu Cywilnego. Uroczystość była skromna, bo za tydzień ślub kościelny. Obiad po tym ślubie cywilnym zrobiła moja teściowa u siebie w domu. Rozpoczęło się ucztowanie.
 
Zobaczyłam coś, czego nie chciałam zobaczyć nigdy; agresję jaką znałam z własnego domu. Mój mąż i jego siostra zaczęli się w pewnym momencie kłócić, powoli do tej kłótni dołączali się ich rodzice, z tego wszystkiego wynikła niezła pyskówka. Patrzyłam i nie dowierzałam. Teraz wiedziałam o czym mówiła moja mama.
 
Mama patrzyła na mnie ze łzami w oczach. Przytuliłam się do niej, ojciec mój jako rozjemca nieźle sobie poradził z wyciszeniem tych emocji. Alkohol zamieszał im jak widać w głowach. Moi rodzice nigdy nie pili, w moim rodzinnym domu nikt nie kupował alkoholu, a tutaj, on był już w pierwszym dniu mojego małżeństwa.
 
Ponieważ dla naszych rodziców ważne było, żeby młodzi byli czyści moralnie do ślubu kościelnego, dlatego pojechałam z moimi rodzicami i rodzeństwem do rodzinnego domu. Byłam w ogromnym szoku. Agresja i teraz będzie mi towarzyszyła do końca moich dni? Miałam tydzień czasu dla siebie. Był to bardzo trudny okres w moim życiu. Mój mąż przyjechał do mnie z kwiatami. Ale nie był sam, był z nim jego ojciec. Nie wiedziałam jak się zachować. Jakież to było trudne. Z jednych łap agresora w drugie takie same? A może się to zmieni? Jak mój teściu powiedział; nie ma już odwrotu. Po cichu planowałam ucieczkę. Spakowałam sobie najpotrzebniejsze rzeczy do walizki. Chciałam w nocy wyjść z domu nie mówić nic nikomu, pojechać do mojej przyjaciółki, a potem daleko, poza Warszawę, gdzie mogłam objąć gospodarstwo po moich dziadkach. Wujek pewnego czasu mnie do tego namawiał. Nikt o tym nie wiedział.
 

Płakałam długo i na swoje nieszczęście zasnęłam w najmniej korzystnej dla mnie porze. Jak się obudziłam, wszyscy już siedzieli przy kawie. Nie udała się ucieczka. Nie umiałam porozmawiać z mamą, przecież to była dla mnie porażka. Babcia zaczęła coś mówić o odpowiedzialności w małżeństwie, że małżeństwo to nie tylko śmiechy ale też i łzy; podziękowała za takie małżeństwo. Tydzień szybko zleciał. W dzień ślubu kościelnego przyszły moje koleżanki ubierać mnie do ślubu. Masakra, tego nie zapomnę, jak zwierzę prowadzone na rzeź. Przyjechały po mnie dwa autokary ludzi, dwa samochody, orkiestra i na czele mój mąż. Nie umiem opisać uczucia jakie mi towarzyszyło. Te ich przyśpiewki, docinki głupie, prostactwo. Widziałam, że i mój mąż nie czuje się komfortowo w tej sytuacji. Jednym samochodem jechałam ja z drużbami, a w drugim mój mąż z druhnami. Jakieś dziwne obrzędy, ale cóż, trzeba było przez to przebrnąć. Już w kościele rozluźniłam się. Obok nas siedziała druga para, fajna dziewczyna, rozchichotana i mi się to udzieliło. Zatem same zaślubiny przebiegły na luzie.