TOKSYCZNE ZWIĄZKI



ROZDZIAŁ SZÓSTY
Napisany: 2019-11-25    21:25 
 
Wkrótce ze szpitala wróciła Sara. Zabrała dziewczynki i niestety, wróciła do męża. Kiedy ją spytałam dlaczego to robi, odpowiedziała, że Mateusz przyrzekł jej, że ani grama alkoholu nie weźmie do ust. A poza tym, ona sama nie da rady wychować dziewczynek.
Co za banał, ale cóż ja mogę więcej zrobić? 
W takich momentach traci się chęć pomagania.
W pracy z Sarą rozmawiałyśmy normalnie. Zauważyłam, że nawet się uśmiecha, to znaczy, że jednak trochę się hamuje mężulek?
Sprawa się wyjaśniła, Sara wycofała oskarżenie o pobicie, i nie chce zeznawać. Zatem upiekło się Mateuszowi.
Nie mam na to wpływu, ale wiem, że tylko minie trochę czasu, a znowu zacznie się awanturować. Znam to, byłam taka sama, jakby sytuacja moja z przed lat, przeniesiona do domu Sary.
U mnie skończyło się tragedią, a w jej przypadku?
Musiałam posprzątać mieszkanie po wizycie księżniczek i Sary. Małe istotki w trybie przyśpieszonym narobiły bałaganu. 
Delektowałam się wieczorami ciszą i spokojem, często też rozmawiałam z ludźmi w internecie i wymienialiśmy się uwagami i doświadczeniami. Zdarzało się, że wykorzystywałam te doświadczenia innych osób, do swoich książek.
Dzisiaj wieczorem zrobiłam sobie kanapki, i przeniosłam się z talerzem do salonu. 
Zjadłam kolację, i otworzyłam laptopa. Czas trochę popisać. Dawno nie zaglądałam do moich książek, czasu ciągle mi brakowało, teraz z lubością przejrzałam notatki i zaczęłam pisać.
Było grubo po północy kiedy skończyłam rozdział książki. Często pisząc, zalewałam się łzami, tak już mam, jestem wrażliwa nawet na myśli, które tworzą jakąś sytuację w mojej książce.
W końcu zamknęłam laptopa i poszłam do łazienki. Czas szykować się do spania, przesadziłam trochę z tym pisaniem na dzisiaj.
Kiedy wyszłam spod prysznica, usłyszałam dzwonek telefonu. Któż to o tej porze, toż to czas na spanie a nie na pogaduchy.
Spojrzałam na telefon, Sara.
Co się dzieje Sara?
Mogę przyjść do ciebie z dziewczynkami?
Jasne, że możesz. 
Nie musiała nic mówić, wiedziałam co się dzieje. 
Pan i władca poczuł się już pewnie, więc zaczął pić.
Cholerka,  rano do pracy, jak my to zorganizujemy?
Zadzwonię do dyrektorki, może nas zrozumie. A na dokładkę nie wiadomo co jest z Sarą, czy czasami nie jest pobita.
Zadzwonił domofon. Otworzyłam i po paru minutach weszła Sara z dziewczynkami. 
Co on ci zrobił, krzyknęłam?
Jak można tak katować drugiego człowieka?
Sara, musisz się od niego uwolnić, bo cię w końcu zabije ten drań.
Dziewczynki jadły kolację, zapytałam?
Tak, są też wykąpane, tylko położyć je spać.
Jeśli będą w stanie zasnąć.
Sara, może zadzwonimy po pogotowie?
Ledwo zdążyłam wypowiedzieć te słowa, a Sara leżała zemdlona na podłodze. 
Dziewczynki zaczęły płakać, musiałam ogarnąć jakoś tę sytuację. Wybrałam numer sto dwanaście, a potem zaczęłam cucić Sarę. Dziewczynki trzymały się mojej spódnicy, nie miałam więcej rąk, żeby je przytulić.
Za chwilę zrobiło się tłoczno w moim mieszkaniu, bo i policja, i pogotowie pałętało mi się po pokojach.
Zabrali Sarę znowu do szpitala, a ja próbowałam położyć spać wystraszone dziewczynki.
Kiedy już prawie usnęły, zadzwonił domofon. Usłyszałam w słuchawce zachrypnięty, pijacki głos Mateusza; gdzie jest Sara?
Ja ci dam Sarę, pomyślałam, i wybrałam numer sto dwanaście.
Po paru minutach zrobił się spokój.
Dziewczynki w końcu usnęły. 
Musiałam sama się wyciszyć, bo inaczej zaraz i ja znajdę się na pogotowiu.
Popatrzyłam na zegarek. 
Dochodziła czwarta rano. 
Poszłam do pokoju gdzie spały dziewczynki, otuliłam je kołdrą, a sama położyłam się spać w swojej sypialni.