PRZYGODA Z RELIGIĄ

 
ROZDZIAŁ TRZECI
Napisany: 2019-09-15   15:17 
 

Wylądowaliśmy w Liverpool.
Co za widoki, gdzie mnie tu przywiozłeś?
Patrzyłam z okna samochodu, kiedy już jechaliśmy z lotniska do domu. To co zobaczyłam, przeraziło mnie. Z wysokości miasta wyglądały jak obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Wszystkie domy do siebie podobne, zbudowane w formie baraków. Ponure, bezbarwne miasteczka, ciągle zachmurzone. Mieszkanko małe, jak na rodzinę. Byłam przerażona, jak ja tu wytrzymam trzy miesiące?
Wnuk niesforny, roszczeniowy, i ja mam się nim zajmować?
W domu zimno, jak dla mnie, chociaż nie marznę szybko to jednak latem się tutaj przeziębiłam i cały czas byłam chora, dopiero po powrocie do Polski doszłam do siebie. Byłam w terenie, gdzie były wysokie góry i pagórki, dlatego też albo się szło z góry, albo pod górę, innej opcji nie było.
Teraz trzeba było poszukać kontaktu do zboru, a z tym był problem, ponieważ nie znałam języka angielskiego. Udało się, Janka, jedyny Świadek Jehowy w tym miasteczku, zaopiekowała się mną. Przyprowadziła ze sobą starszego zboru, który z ciekawością obejrzał moje zaproszenie na kurs pionierski i teraz miałam dobrą opiekę ze strony starszych tego zboru.
Wozili mnie na zebrania i przywozili pod sam dom, chodziłam do służby, chociaż nic a nic nie mówiłam, bo nie umiałam się nauczyć wstępów. Tylko "dzień dobry, do widzenia, proszę, dziękuję".
W tym terenie głosiło się tylko w grupach, i to pod nadzorem. Podchodziły siostry pod drzwi a cała grupa stała parę kroków dalej. Potem następna para do drugich drzwi i tak cała służba przebiegała. Czułam się bardzo dobrze, teraz wiem, że to z tej przyczyny, że byłam pionierką. Zanim grupa wyruszała do służby była wspólna kawa i rozmowy, potem zbiórkę krótką brat przeprowadzał i do dzieła.
Ale Janka była taka uciążliwa, że cały czas była u mnie. Jak tylko kończyła pracę, zaraz przyjeżdżała do mnie. Po pewnym czasie powiedziała, że zakochała się we mnie. Szok! Co ty wygadujesz?
Nie mogłam uwierzyć. Kiedy się już wypłakała, kazałam jej wyjść i nie przychodzić więcej.
Trudny to był czas dla mnie w tej Anglii, bo bardzo tęskniłam za domem. 
Poznałam też bardzo fajną siostrę i jej męża. On gburowaty, ale uczynny, ona wesoła, energiczna, bardzo mi się z nią dobrze rozmawiało i dlatego dostałyśmy punkt do zrobienia, i musiałam nauczyć się go na pamięć po angielsku. Nauczyłam się. Ileż było radości kiedy mnie brat pochwalił. Dzisiaj ta siostra jest już poza zborem. Nie wiem czy jest szczęśliwa czy nie, ale musiała zobaczyć coś, czego ja wówczas nie widziałam.
W końcu przyszedł czas na powrót do Polski. Cieszyłam się jak dziecko.