MEANDRY ŻYCIA 20



 
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
Napisany: 2019-09-09
 
Był spokojny ranek kiedy wsiadałam do autobusu. Samochód poszedł do kasacji, a ja nie miałam siły zajmować się kupnem następnego. Daleko nie musiałam jechać, jakieś czterdzieści minut i jestem u Walki na wiosce.
Ciężko było mi pogodzić się z utratą Pawła, i to w taki sposób. Nie będę chodziła na czarno, przemknęło mi przez myśl, Paweł na pewno by tego nie chciał. Grzesiek wyjechał gdzieś do swojej rodziny, ja też jadę do przyjaciół.
Wszystko się posypało, jak my się pozbieramy? 
W oddali zajaśniały kontury domostw wioski, w której mieszkała Wala. Poczułam w sercu spokój, na pewno tutaj odpocznę.
Kiedy weszłam na podwórko, przywitał mnie piesek. Cieszył się, że mnie widzi. Ciekawa jestem czy tak wszystkich wita? Na podwórku zobaczyłam też Walę, a koło niej biegał mały chłopiec, owoc dojrzałej miłości ich małżeństwa.
Jaki śliczny, powiedziałam, pokazując na dziecko.
Walka uśmiechnęła się szeroko.
Dobrze, że ona jest szczęśliwa. 
Kiedy już wyściskałyśmy się, i kiedy mąż Walki wziął chłopca za sobą w pole, obie usiadłyśmy do jedzenia obiadu, bo Walka najpierw gości nakarmi, a potem poda im kawę.
Chcesz pogadać czy tylko posiedzimy?
Posiedzimy, a potem pójdziemy na spacer.
Dobrze, jak chcesz, mam nadzieję, że u mnie wypoczniesz.
Jak będziesz chciała iść w pole to pójdziesz, a jak nie, to będziesz gotowała obiady, zaśmiała się Walka. 
Mogę gotować, dla mnie to nie problem, najwyżej nie będzie wam smakowało.  
Spacer mieliśmy cudowny, ale trzeba było wracać bo zbliżał się wieczór. O tej porze czas był na tak zwany obrządek. Wzięłam się za dojenie krów. Lubiłam to robić, bo w takich momentach zawsze rozmyślałam. Teraz też zastanawiałam się jak ułożyć sobie życie, żeby jak najmniej bolało.
Cały urlop przesiedziałam u Walki. Jak zwykle narobiłam sobie odcisków, zniszczyłam dłonie, ale spokojna wracałam do mojego życia w mieście.
Kiedy weszłam do mieszkania, powiało chłodem i pustką. Muszę sobie poradzić z tęsknotą, ciekawe jak radzi sobie Grzesiek?